Napisane przez: zokdw | 03/01/2012

Jubileusz ‚STOLICY’. Wanda Krahelska-Filipowiczowa

JUBILEUSZ ‚STOLICY’

O WANDZIE KRAHELSKIEJ-FILIPOWICZOWEJ

Czterdzieści trzy lata temu ówczesny tygodnik „Stolica” zamieścił w rubryce „Zmarli” następującą wiadomość:
„5 lutego – Wanda Krahelska-Filipowicz, bojowniczka ruchu rewolucyjnego PPS w r.1905, znana z zamachu na Skałłona, działaczka społeczna, założycielka i redaktorka wydawnictwa „Arkady” z lat międzywojennych, członek zespołu redakcyjnego warszawskiej „Skarpy””.

Tej krótkiej i nieścisłej informacji towarzyszyła zapowiedź rychłego szerszego omówienia postaci Zmarłej. Nie ukazało się ono nigdy. Po lutym 68 roku nastąpił marzec i „tymczasem na mieście inne były już treście” – jak mówił poeta. Dziś gdy „Stolica” świętuje 65 rocznicę swego powstania jako tygodnik i piątą jako miesięcznik przypomnijmy postać założycielki tego kultowego dla miłośników Warszawy czasopisma.

Zamach
18 sierpnia 1906 roku o czwartej po południu przy rogu Natolińskiej z Koszykową zaszło wydarzenie, które poruszyło całą Europę. Brali w nim udział: trzy młode lokatorki z pierwszego piętra przy Natolińskiej 12, lokator spod dziewiątki hr. Lerchenfeld, wicekonsul niemiecki oraz lokator z Zamku, carski generał-gubernator Skałłon.
Skałłon rzadko wyjeżdżał z Zamku, bo bał się zamachu na swoje życie. Uczynił wyjątek, bo konsulowi niemieckiemu trzeba było złożyć przeprosiny za spoliczkowanie go publicznie przez oficera rosyjskiego, cztery dni wcześniej, na placu Zielonym (dziś Dąbrowskiego). Niepojętym zbiegiem okoliczności akurat przed domem Lerchenfelda z okien Natolińskiej 12 na hamujący ekwipaż generała sypnęły się bomby. Skałłon ocalał, gdyż bomba najcelniej ciśnięta nie wybuchła.
„Niepojęty zbieg okoliczności” został w błyskawicznie wszczętym śledztwie wyjaśniony, choć nadal budził zdumienie jak precyzyjnie został wyreżyserowany. Policzkujący hrabiego nie miał nic przeciwko jego osobie. Był nim przebrany w mundur rosyjski bojowiec PPSu. W czasach sztywnej etykiety i bezwzględnie obowiązujących reguł właściwego zachowania najwyższy przedstawiciel władz rosyjskich powinien udać się do znieważonego dyplomaty ze stosownymi przeprosinami. Ale ani Skałłon, ani Lerchenfeld nie wiedzieli o tym, że są tylko pionkami w grze, którą pokierował ktoś zupełnie inny…
Dziewczyny – Owczarkówna, Helbertówna i Krahelska – były już daleko gdy śledczy poznali nazwiska „bogatej ziemianki i jej służących” które wynajęły kilka dni wcześniej mieszkanie przy tej eleganckiej i drogiej ulicy.
Wanda Krahelska umknęła do Galicji. Władze carskie zażądały od Austrii jej wydania. Sprawa zaczęła się wikłać gdy zamach nabrał ogromnego rozgłosu w całej Europie, oburzonej brutalnością carskich represji wobec wydarzeń 1905 roku, zwanych Rewolucją. Za 19-letnią bohaterką tej fenomenalnie zorganizowanej akcji (w końcu bez ofiar śmiertelnych!) ujęło się polskie koło poselskie austriackiego parlamentu, prasa i austriaccy politycy. Co więcej: Krahelska została obywatelką austriacką, co umożliwił jej malarz krakowski Adam Dobrodzicki fikcyjnym małżeństwem. Dla zachowania pozorów wobec natarczywych żądań Rosji Austriacy wreszcie postawili Krahelską przed sądem, w Wadowicach. Sprawa zamachu na Natolińskiej zakończyła się nową sensacją dla prasy europejskiej: ława przysięgłych c.k. sądu Krahelską uniewinniła, choć podsądna w swej śmiałej obronie zarzucanego czynu nie wyparła się ani go nawet nie umniejszała!

Lata międzywojenne
w życiu Wandy Krahelskiej (od 1908 roku p. Tytusowej Filipowiczowej) to okres pracy dla wolnego społeczeństwa wolnego kraju po przedwojennych studiach historii sztuki w Krakowie i Florencji. Była redaktorką Polskiej Agencji Telegraficznej, pracowała jako działacz społeczny w takich akcjach jak Uniwersytet Ludowy czy opieka nad dziećmi robotniczymi, wspieranie rozwoju ludowej sztuki polskiej, realizacja idei miast-ogrodów. Z jej inicjatywy powstało najpiękniejsze czasopismo poświęcone współczesnej sztuce zdobniczej i architekturze – „Arkady”, realizujące misję sztuki dla całego społeczeństwa, nagradzane złotymi medalami i Grand Prix na wystawie w Paryżu, nawet dziś będące przedmiotem handlu aukcyjnego i kolekcjonerstwa.

Lata wojny: BIP, „Żegota”
to praca Wandy Filipowiczowej „Alinki” w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, pomoc zagrożonym, przechowywanie osób pochodzenia żydowskiego (m.in. wdowy po profesorze Aszkenazym), wreszcie dzieło największe: utworzenie wespół z Zofią Kossak-Szczucką „Komitetu im. K. Żegoty”, zinstytucjonalizowanego w 1942 jako organ państwa podziemnego Rada Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu.

Po wojnie: BOS, „Skarpa”, „Stolica”
Zanim wojna się skończyła Wanda Filipowiczowa podjęła pracę w Biurze Odbudowy Stolicy na Chocimskiej i założyła dziś już legendarny tygodnik „Skarpa Warszawska”, przekształcony po dwu latach w wychodzącą trzydzieści lat „Stolicę”. Z łamów „Skarpy” (podtytuł „pismo poświęcone odbudowie stolicy: miasta i człowieka”) bije tchnienie nadziei, że wszystko co przyniosła wojna da się odrobić – a jeśli nie, to trzeba tak się o to starać, żeby samemu sobie nie mieć nic do zarzucenia.
Kwartalnik „Projekt” powstały na fali odwilży popaździernikowej to też dzieło Pani Redaktor. Swoją piękną formą graficzną i treścią wyraźnie nawiązywał do przedwojennych „Arkad”. A i sama nazwa przetrwała przecież jakoś w nazwie powojennego wydawnictwa pięknych książek i albumów o sztuce i architekturze…

Nieznana, wreszcie zapomniana
Dziewczyna ciskająca kiedyś bomby na Skałłona miała długie i piękne życie. Spięło ono trzy epoki przedzielone wojnami, w każdej pozostawiło swój ślad. Ludzie z jej formacji duchowej trzymali się zasad dzielności w czasie wojny, uczciwej pracy w czasie pokoju – i zdumiewającej skromności. Nie ma w pismach, które tworzyła, artykułów podpisanych jej nazwiskiem – możemy tylko domyślać się jej autorstwa w artykułach wstępnych. Używanie już przed wojną wyłącznie nazwiska męża powodowało, iż mało kto wiedział że to właśnie „ta” Krahelska, o której dzieci uczyły się w szkołach.
Żona człowieka, który wysłał w świat pierwszy dokument Drugiej Rzeczpospolitej „depeszę iskrową notyfikującą powstanie Państwa Polskiego”, siostra wojewody poleskiego, ciotka Syreny warszawskiej Krystyny Krahelskiej, kobieta której życie wystarczyłoby na serial filmowy nie pozostawiła żadnych wspomnień, pamiętników. Rzadko i lakonicznie wymienia się ją nawet w fundamentalnych publikacjach o „Żegocie”!
Zostało po niej zdjęcie w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu (jedno z ledwie dwu polskich), w zbiorach prywatnych popiersie dłuta kuzynki Ludwiki Nitschowej. Nie ma swojego drzewka w Yad Vashem, ani najmniejszej tablicy pamiątkowej na domu, w którym mieszkała.
I Ona, i Kossak-Szczucka zmarły w tym samym roku, 1968, szczególnym. Ówczesna „Stolica” nie miała głowy wtedy o Niej pisać. Dobrze, że dziś możemy ten dług spłacić. Iluż z nas przecież wiele lat pragnęło, aby „Stolica” znów była w kioskach…

Maciej Figurski


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Kategorie

%d blogerów lubi to: